poniedziałek, 31 października 2016

Aj, waj!...

Czytam sobie "Moc Kabały" niejakiego Jehudy Berga. (Co prawda tytuł został przetłumaczony na polski jako "Moc Kabbalah", nie wiem, z jakiego powodu, skoro ten hebrajski termin, oznaczający ponoć "tradycję" funkcjonuje od dawna w spolonizowanej, swojskiej formie.) Podobno to rabin (tylko dlaczego tłumaczony jako "rav"?), a zatem ktoś przypuszczalnie znający się na rzeczy. Przyznaję, ujęła mnie sympatycznie uwaga ze strony osiemnastej, bym nie wierzył w ani 1 słowo, jakie przeczytam w tej książce, tudzież przeciwstawienie wiary i wiedzy. Faktem jest, że to pierwsze łatwo utracić w porównaniu z tym drugim, ale to wiem już od dawna. Urocze też było "NO TO ZWARIUJMY!". Tak, jakby w ogóle istniało coś takiego, jak "norma", która jest przecież tylko hipostazą. Ale według autora podstawą systemu filozoficznego, jaki w "Mocy..." opisuje, jest zjawisko psychologiczne, określane przez Berga mianem "chleba wstydu". Brzmi archaicznie, a odnosi się ponoć do uczucia frustracji, wywołanego otrzymaniem czegoś, na co się samodzielnie nie zapracowało. Gdy natknąłem się na to sformułowanie, głos z prawej strony przypomniał mi, że jestem przecież kimś, kto zawsze mówi "nie". W tym wypadku również. Dlaczego?
Ilekroć muszę wyczekać się na coś, czego pragnę i włożyć w zdobycie tego jakiś wysiłek, to spożywając owoce swego trudu odczuwam niesmak. Nie doświadczałbym go, gdybym mógł zaspokoić swoje pragnienie natychmiast i bez starań z mojej strony. Przypomina mi to trochę fałszywe stwierdzenie o tym, że bezrobotni pragną pracy. Bzdura. Źródła utrzymania, jeśli już, a moim skromnym zdaniem ktoś, kto nie chciałby zwiększenia swego stanu posiadania bez wkładu pracy, powinien zostać hospitalizowany.
Uj, mnie się zdaje, że rabbi Berg buduje odwróconą piramidę, opartą wierzchołkiem na wykałaczce...
>;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz