niedziela, 17 lipca 2016

Bieżąca dokumentacja i dziwnych zbiegów okoliczności ciąg dalszy.

Jak mam wyjaśnić fakt, że w poniedziałek po zdobyciu "Mitologii Pacyfiku" stałem się, kosztem zrobienia kilku kroków, posiadaczem następujących książek:
1. Zofia Drapella, "Mity i legendy morskie".
Ta autorka miło mi się kojarzy z uwagi na opracowanie pod tytułem "Od Lewiatana do Jormungandra. Rzecz o potworach morskich, ludziach z morza i duchach wód." I w jednym, i w drugim z tomów autorstwa Drapelli pojawia się ilustracja, przedstawiająca chińską boginię Nu Wa, co z powodów osobistych jest dla piszącego te słowa bardzo ważną sprawą.
2. Tadeusz Margul, "Mity z pięciu części świata".
Wiedziałem od początku, że lektura tego dzieła wzbudzi we mnie mieszane uczucia. Jak zwykle w przypadku zapoznawania się z mitologią, przepuszczoną przez pryzmat marksistowskiego światopoglądu. Taka szklana piramidka potrafi ze zwykłego światła zrobić tęczę. Ale przy filtrowaniu blasku mitu przez marksizm powstaje złudzenie optyczne postrzegania kompletnej nicości.
Jak i w tym wypadku. Ale czego chcieć od książki, wydanej przez "Wiedzę Powszechną"? Wydawnictwo, żalcie się bóstwa, państwowe? I już we wstępie autor popełnił coś, co mi wydało się ordynarną sprzecznością. Cytuję: "W niniejszej książce (...) będzie nas interesowała wyłącznie mitologia. Podania o założycielach religii, jakkolwiek bliższe o tyle Polakom, że chrześcijaństwo stanowi przykład religii założonej, odłożymy na później ze względów chronologicznych." No ja bardzo przepraszam, a czy przypadkiem opowieść o narodzinach, życiu, zgonie i domniemanym zmartwychwstaniu żydowskiego cieśli- buntownika to nie jest kolejna wersja mitu solarnego, a? 
I nazwisko autora. Aż drażniące. Oczywiście sięgnąłem po "Silmarillion" Tolkiena, by sprawdzić czy się nie mylę. Nie, nie myliłem się. Wieża stojąca naprzeciwko Minas Tirith, bodajże przy granicy Mordoru z Gondorem. W lokalnej wymowie z "o" mogło powstać "a", w historii języka choćby polskiego zdarzały się nie takie przypadki. Minas Morgul, "Wieża złych czarów"!
Aż chciałem zakrzyknąć pod adresem autora: "A pan sam jesteś postacią mitycznie tolkienowską!". Tudzież rąbnąć książką o podłogę i strawestować słowa księcia Riliana ze "Srebrnego krzesła" Lewisa, kontaminując je z tym i owym od Stanisława Lema: "Leż tutaj, gryzdebna machino magii pasiebnej!"
Ale się powstrzymałem.
Oczywiście pierwszy rozdział tego dzieła nosi tytuł "Wątki mitologiczne Polinezji".
3. Proszę zapiąć pasy i nie palić. Robert Stiller, "Narzeczony z morza", zbiór baśni skandynawskich. To było jak odnalezienie kawałka niezaistniałej własnej przeszłości. Opowieści odznaczające się urokiem, wdziękiem i prostotą... podejrzewam, że dzięki wkładowi pracy Autora tego wyboru. Ale w baśni pt. "Prędki strzelec Per Gynt" znalazłem zdanie, które mogłoby wyjść spod palców Stephena Kinga i byłoby u siebie w każdym z 8 już tomów "Mrocznej Wieży"!
Co może łączyć Skandynawię i okolice wschodnich wybrzeży Oceanu Spokojnego?
Dla mnie odpowiedź jest jedna.
Thor Heyerdahl. Geniusz o imieniu skandynawskiego bóstwa gromu, dobroczyńcy ludzkości, na Wyspie Wielkanocnej uznany za wcielenie Króla- Słońca, Kon-Tiki.
I to, niestety, wciąż nie jest koniec tego drobnego spięcia w rzeczywistości.
A "Feniks" wciąż pomału rośnie.




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz