wtorek, 28 sierpnia 2012

Kaliber 45.

Zajrzałem sobie wczoraj na sieciową stronę Andreasa. I znalazłem pierwowzór postaci z "Rorka"- występującego we "Fragmentach" i "Przejściach" pisarza, Bernarda Wrighta. Nazywa się Bernie Wrightson i jest artystą plastykiem. Rzut oka- zaraz, zaraz! Ja skądś znam to nazwisko i tę śmiałą twarz, nieco zdeformowaną przez okulary! Tylko skąd?! Deja vu?
Nie. Bernie Wrightson- skojarzenie- Dark Tower Compendium- "frotegrafie"- tak, zgadza się. Strzał, jaki oddałem umysłem, był celny.
To właśnie on ilustrował jeden z tomów pierwszego wydania "Mrocznej Wieży" Stephena Kinga w USA.
Dziura w rzeczywistości.
Kiedy swego czasu szperałem w Sieci (niczym Mordred Deschain, che, che) za śladami bohatera Kingowskiego cyklu, natknąłem się na siedliszcze o nazwie "Gilead- terra de pistolers", zadrukowane w języku, który wydał mi się bardzo, bardzo dziwny. "Terra"? Po łacinie "ziemia", owszem, ale "pistolers"? Po hiszpańsku byłoby raczej: "pistoleros" z rodzajnikiem "los", no i "tierra". Co jest grane? Czyżby Wysoka Mowa, używana przez rewolwerowców Afiliacji w Świecie Pośrednim?
Okazało się, że to język kataloński.
No cóż, jeśli chodzi o celowanie okiem, strzelanie umysłem i zabijanie duszą, Antoni Gaudi i Cornet był bona fide rewolwerowcem.
Ale powiązanie cyklu Mrocznej Wieży z "Rorkiem" to coś, co naprawdę mnie zaskoczyło.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Zamiast bieżącej dokumentacji...

...zwykły tekst. A to dlatego, że "Autoportret z trąbką", jak brzmi tytuł mojej kolejnej po "Szaleństwie Berkemeyera" purchawki, na razie nie nadaje się do utrwalenia na fotografii: mam wykonany tylko niepełny szkielet podstawy, odpowiednik gołego fundamentu.
Ale garść słów do wysypania się znajdzie.
"Rork". Niesamowity, złożony z samych zagadek komiks autorstwa Andreasa Martensa, Belga niemieckiego pochodzenia. Plastycznie- w moim osądzie hołd złożony zarówno sztuce gotyku, jak i secesji. Gdy ś. p. "Fantastyka- Komiks" wydała dwa pierwsze tomy- "Fragmenty" i "Przejścia"- jednego z nich nawet nie spostrzegłem, nie dziwota, socjalistyczny model dystrybucji prasy, zaś drugi?... Nie było mnie stać na zakup.
"Przejścia" zdobyłem parę lat później, w antykwariacie.
"Fragmenty" znalazłem. Tak, znalazłem. Pewnego letniego dnia na ulicy.
Potem- sporo czasu potem- dopadłem "Cmentarzysko katedr" i "Gwiezdne światło".
A "Koziorożec", "Zejście" i "Powrót" znów jakoś mnie ominęły. Owszem, wiosną ubiegłego roku prowadziłem poszukiwania tych trzech tomów. Bezskuteczne.
Ale od czego jest Sieć? Skoro nie mogę poczytać, skoro nie mogę podziwiać malarskiego geniuszu autora, to niechże chociaż poznam, jak ta historia zadziwiająco pasywnego cudotwórcy się rozwinęła.
Szukam. I znajduję kadr, przedstawiający bibliotekę Koziorożca, bohatera innego cyklu komiksów Andreasa.
Wśród książek na półce tkwi między innymi pełne wydanie "Rorka"- autoironiczny żart twórcy- i książka, mająca za tytuł nazwisko nieprawdopodobnie śmiałego architekta z przełomu XIX i XX wieku, postaci, którą mógłby wymyśleć Juliusz Verne, Katalończyka, pokrewnego charakterem Roburowi, Arne Saknussemmowi i kapitanowi Nemo.
Mam książkę o tym samym tytule.
Autorem jest Rainer Zerbst.
"Gaudi".
Aż się zakrztusiłem.
Niestety zapomniałem, jak trafiłem na ten kadr z komiksu: moje wczorajsze i dzisiejsze próby znalezienia go spaliły na panewce.
Jak powiedziałby Entombed z "Wilq'a" braci Minkiewiczów- "dziwnym nie jest".

wtorek, 21 sierpnia 2012

Horror z makabryczną puentą.

Słucham ja sobie dzisiaj rano (nie z własnej woli) radioodbiornika i zostaję poinformowany, że spory odsetek Polaków uważa, iż najwcześniejsze istoty ludzkie były współczesne dinozaurom, atom ma mniejsze rozmiary niż elektron, a jeśli chodzi o naukowców światowej sławy- cóż, mieszkańcy byłego (?) PRL-u nie raczą znać ich nazwisk. Dla mnie to nic nowego, choć takie naukowe rewelacje, jak powyższe, są- przypuszczałem- właściwe ludzkim młodym do osiągnięcia wieku około 11 lat. Widocznie myliłem się i świat poszedł naprzód bardziej, niż mogłem przypuszczać. Horror? Owszem, ale przewidywalny niczym "slashers", kręcone w USA. Jeszcze trochę podtykania obywatelom piłki nożnej jako jedynego istniejącego zjawiska kultury (?), jeszcze trochę budowania boisk zamiast bibliotek, jeszcze trochę zaporowych cen w miarę wartościowych książek i dowiemy się, że biegun wschodni zdobył Kazimierz Deyna w 1941 roku.
No i na co tu się pieklić? Już Jan z Czarnolesia w swym "Satyrze abo dzikim mężu" pisał:
"Zdadzą się wam podobno prostacy mistrzowie?
Ba, będą z nich po chwili gregoryjankowie,
Jeśli im i tę trochę weźmiecie, co mają;
Na dziesięć grzywien jednak dosyć wymyślają.
Ale niech ma zapłatę godność między wami,
Ręczę wam, że zrównacie z ich tam Sorbonami."
Czyli, w wolnym przekładzie na polszczyznę współczesną: uważacie nauczycieli za prostaków? Jeśli obetniecie im płace, zgłupieją jeszcze bardziej, choć i tak pracują ostro przy zarobkach, wynoszących 10 grzywien rocznie [za Kochanowskiego- suma dość mizerna]. Ale gdybyście potrafili uszanować ich trudy, to mielibyśmy nad Wisłą uczelnie na miarę Sorbony paryskiej.
Nic nowego pod słońcem...
A makabryczna puenta?
Prowadzący program dodał do wyżej wspomnianych objawień erudycyjnych błyskotliwy komentarz. I tu pozwolę sobie użyć mowy zależnej, bo nie zacytuję dokładnie słów tego dziennikarza. Rzekł mianowicie, że spośród Polaków, którzy potrafili wymienić jakieś nazwisko naukowca światowej sławy, większość wspomniała o Marii Skłodowskiej- Curie, zamiast np. Alberta Einsteina. Znaczy się, może i brakuje owym mieszkańcom Wolski erudycji, ale za to są patriotami.
W tym momencie zjeżyła mi się cała sierść na skórze, a czułki zwinąłem w paragraf.
Dlaczego?
Bo przed ślepiami stanęły mi "Zapiski komendanta Kremla", autorstwa- podobno- Pawła Malkowa i zawarta w nich przepiękna scena, kiedy to nowa, sowiecka władza zastanawia się, kogo oddelegować do zajęcia się sprawami floty bałtyckiej. Pada na, o ile pamiętam, pięciu "towarzyszy" i tu wybucha fajerwerk grozy: "O marynarce wojennej nie mają żadnego pojęcia, ale to doświadczeni komuniści, na pewno dadzą sobie radę!"
Brrr!...

niedziela, 19 sierpnia 2012

"Szaleństwo Berkemeyera".

Dopiero w trakcie nakładania ornamentu przypomniałem sobie, że Antoni z Katalonii bardzo często stosował do wystroju zewnętrznego swoich dzieł dwie barwy: brąz i błękit. Czy miało to znaczenie symboliczne, takie "Erde und Himmel"? W obawie przed popełnieniem nadinterpretacji pozostawię to pytanie bez odpowiedzi.
To zabawne, że gdy wybierałem kolory dla swojej najnowszej purchawki, z bazy danych losowych wypadł gaudinistyczny rezultat.
A jednak poniższe zdjęcia przedstawiają coś, z czego nie jestem specjalnie zadowolony...







niedziela, 12 sierpnia 2012

Bieżąca dokumentacja.

Bajderie... pardon, baterie w rejestratorze obrazów były już na wyczerpaniu. Nic dziwnego, prawie od roku ich używam. Ale zadziałały. "Szaleństwo Berkemeyera" pokryło się ornamentem na większości ze swych sześciu ścian. Powyżej widać, jak wygląda czwarta z nich, ukończona dzisiaj.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Bieżąca dokumentacja.

"Szaleństwo Berkemeyera" ma już pokryte ornamentem wszystkie kolce. Nie wygląda to specjalnie oszołamiająco, wprost przeciwnie, ale to przecież tylko mniejszy z dwóch etapów nanoszenia finalnych barw na powierzchnię. Wiem, bo dziś zdążyłem zacząć ten większy. Ale nie chcę rzucać słów na wiatr- niech ewentualnie przemówią za mnie obrazki zamiast pustych zapowiedzi.


niedziela, 5 sierpnia 2012

Ponure pytania.

Koń biega i kopie szybciej, a także silniej niż człowiek.
Pchła- w proporcji do swoich rozmiarów- skacze dalej niż człowiek.
Ryba pływa zwinniej aniżeli człowiek.
Mrówka podnosi ciężary... i tak dalej.
Ale czy konie, pchły, mrówki i ryby stworzyły cywilizację techniczną? Kulturę?
Wygląda na to, że nie.
Dlaczego zatem w tym kraju- nie jestem pewien przestrzeni poza jego granicami- środki masowego przekazu usiłują wmówić odbiorcom, że naśladowanie zwierzęcych zachowań to najważniejsza rzecz na świecie? Dlaczego ciągle ględzi się o jakichś "Włoszczowych" czy "Rydwańskich", a kreatywne myślenie i działanie wciąż pozostaje w cieniu?
Może, niczym Sędzia z pewnego szkodliwego poematu, traktuje się potencjał twórczy w oparciu o zasadę "i jakoś to będzie"?
Jeżeli tak, to można jedynie powtórzyć za Gałczyńskim: "O, biedny, biedny kraj!"...