wtorek, 10 lipca 2012

Widać, że mało co się zmieniło...

Przeczytałem dziś kolejną ze swych zdobyczy: "Drogą pielgrzymów" Ignacego Posadzego, kapłana rzymskokatolickiego, alias księdza, napisane w 1931. Wydanie piąte, pochodzące z roku 1985, a co za tym idzie- edytorsko skromniutkie. Nie przepadam za sektami i sekciarzami, choćby były nie wiem, jak liczne, ale... Chociaż styl autora wskazuje na głębokie zaciągnięcie się "Panem Balcerem w Brazylii" Konopnickiej oraz "Chłopami" Reymonta, to jednak przebija przezeń iskra talentu reporterskiego i autentyczna fascynacja Ameryką Południową. Opisy tamtejszej przyrody. Brazylijski interior i selwa Argentyny. Losy polskojęzycznych emigrantów zarobkowych, tam przybyłych. To wszystko do dziś potrafi poruszyć czytelnika, mimo, że w drugiej połowie książki sekciarsko- religianckie akcenciki stają się dość nieznośne. 
I garść cytatów.
"Polski robotnik uchodzi nawet za materiał dobry, lecz, pozostawiony własnej inicjatywie, zawodzi."
"Nasz wychodźca bardzo rzadko dochodzi do stanowiska majstra fabrycznego. Nigdy jednak nie staje się właścicielem własnego przedsiębiorstwa. Jego pracą dorabiają się obcy."
"Wychodźcy naszemu brak tu przedsiębiorczości. Niektórzy z naszych wychodzą z miasta w głąb stanu celem założenia gospodarstwa rolnego.
Zamiast osiedlić się w pobliżu miasta, aby hodować jarzyny i znosić je na targ, idą jak najdalej, gdzie ziemia świeża i las dziewiczy. Tam bowiem >>ziemia da<<. Cóż z tego, że da, kiedy produkt tam prawie nic nie kosztuje, gdyż komunikacja jest fatalna.
W pobliżu Sao Paulo znajdują się ogromne tereny, wyjałowione przez intensywną gospodarkę kawową. Przed 8 laty wystawiono je na sprzedaż. Pojechali je oglądać i nasi. Nie kupili, bo >>ziemia nie da<<. Pojechali Japończycy i- kupili wszystko, płacąc po 100 milrejsów za hektar.
Japończycy wzięli się do pracy. Zaczęli ziemię racjonalnie uprawiać, dając jej dużo sztucznych nawozów. Dowiedziawszy się, że na całym świecie nie ma tak wysokich cen na ziemniaki, jak właśnie w Brazylii, zaczęli sadzić ziemniaki. (...) Dziś hektar tej samej ziemi kosztuje już 1000 milrejsów."
Posadzy o polskiej "solidarności": "Istnieje wprawdzie >>Towarzystwo Polskie<<, które oficjalnie reprezentuje kolonię, lecz, niestety, należy do niego zaledwie czterdziestu członków, z których tylko połowa uczęszcza na zebrania. A przy tym zaznaczyć należy, że i wśród tej garstki zgody nie ma. Zwłaszcza w czasie wyborów zarządu (...) bywa tu bardzo gorąco. Toteż nieraz zajeżdżała tu karetka pogotowia lub interweniowała policja."
I rozpaczliwie dla mnie brzmiący krzyk z przemówienia końcowego, tuż przed odpłynięciem autora z Brazylii do Polski: "Dbajcie o oświatę, popierajcie prasę naszą, podtrzymujcie szkoły, zakładajcie nowe, nie szczędźcie grosza na kształcenie własnych dzieci.
Nie cudem, ale oświatą i trudem,
Staniemy się silnym ludem."
Od napisania przez księdza Posadzego tej książki minęło ponad 80 lat. I co? I patrz tytuł wpisu, tylko, że teraz już nie chodzi o emigrantów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz