Ostatnio prowadziłem w Sieci poszukiwania związane z kostką Lemarchanda. Barker nie jest dla mnie pisarzem, którego twórczość darzyłbym jakimś szczególnym szacunkiem. Najwyżej skłaniała mnie ona do ciągłego zastanawiania się nad kątem skrzywienia psychiki autora. Zaś pisarz nie potrafiący schować się za swoją kreacją to niestety nie jest, w mojej skromnej ocenie, artysta, a jedynie skromny rzemieślnik, kto wie czy nie ktoś, określany dawniej mianem "partacza".
Ale zabawka, jaką przedstawił wyżej wspomniany autor na kartach średnio ciekawej powieści "Powrót z piekieł" ( w oryginale było, o ile pamiętam, "Hellbound Heart") i, później, w filmie pt. "Hellraiser", zaczęła żyć własnym życiem.
Twór fikcyjnego, francuskiego artysty i mechanika, Filipa Lemarchanda, żyjącego w XVIII wieku. Układanka, potrafiąca otwierać przejścia międzywymiarowe. I zmieniać rzeczywistość.
Obecnie w Sieci można znaleźć niezliczone warianty tego uroczego drobiazgu, mnie jednak nurtowało pytanie: czy istnieje zabawka choć trochę zbliżona do tego przedmiotu, a dająca się realnie skonstruować bez dostępu do wymiarów przestrzeni w ilości większej niż trzy? (Chociaż przypuszczam, że Adam Słodowy zrobiłby to z marszu, skoro twierdził, iż z prostokątnego paska blachy da się bez trudu zwinąć spiralę do przekładni ślimakowej... ale nie zapominajmy o jego służbie w instytucji, w której ponoć niemożliwe jest tylko okopanie się w wodzie, wynicowanie hełmu i odkręcenie od niego herbu państwa, jako że znak ten na rzeczonym hełmie namalowano.)
Przyznaję: tego i owego się doszukałem. Ot, choćby pełne szlachetnego minimalizmu japońskie szkatułki, które można otworzyć jedynie drogą mniej lub bardziej powikłanych manipulacji pokrywającą je drewnianą mozaiką. (Albo siłą fizyczną, ale to czyni szkatułkę przedmiotem jednorazowego użytku, che, che.) Tuż obok zaś tych dalekowschodnich dzieł sztuki odkryłem...
...aż mi dech zaparło...
"Polish puzzle boxes".
Te pochodzące spod Tatr puzderka może nie są tak wyrafinowane, jak ich odpowiedniki z Kraju Kwitnącej Wiśni, bo, aby je otworzyć, wystarczy odpowiednio przekręcić nóżki w tych skrzyneczkach, co do ich wystroju- zamiast mozaiki ma się do czynienia ze zwykłym malunkiem na wyszlifowanym drewnie, ale... muszę przyznać, że tkwi w tych przedmiotach pewien barbarzyński wdzięk. I- także- swoistość, którą określiłbym mianem polskości.
Pomyślałem więc, że jeszcze nie wszystko stracone, że jeszcze można znad Wisły wnieść do skarbnicy kultury światowej coś nowego i zarazem wartościowego.
Myślałem tak od przedwczoraj do dzisiaj.
Albowiem radioodbiornik powiadomił mnie w dniu bieżącym, iż dzieła sztuki ludowej mają być obłożone podatkiem VAT nie w dotychczasowej wysokości 8%, lecz 23%.
Kto na tym skorzysta? Twórcy tych dzieł?
Wątpię.
(Cena pójdzie w górę, a to zwykle odstrasza nabywców.)
Raczej skarb państwa.
Czyli- konkretnie- kto?
Nie da się ustalić.
Ja zaś jestem na 90% przekonany, że pieniądze, jakie zostaną w ten sposób ściągnięte, nie zostaną następnie przeznaczone na jakikolwiek cel, związany z kulturą.
I żeby było jasne- boiska, stadiony itp. obiekty powszechnego umałpienia ludności dla mnie nic wspólnego z jakąkolwiek kulturą nie mają...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz