Szyper Ossolińskiego: "Prowadził mnie bies, aż też na jakieś bagna zaprowadził."
Bagna? I tu już słychać nieprzyjemny chlupot: znaczna część "Dagona" rozgrywa się pośród czarnych, oceanicznych błot, zaś luizjańscy wyznawcy Cthulhu oddają mu cześć na bagnach w okolicach Nowego Orleanu.
Bohater "Fraszki diabła" utrzymuje, że nie utonął w błocie dlatego, iż "(...)mnie i szkapę gęsty jakiś kożuch uniósł." Identyczny wypadek zdarza się w "Dagonie", tylko że tam ów bagienny kożuch ma kolosalne rozmiary. Nie dość na tym. Szyper twierdzi, że zapadł się w tym po pas, a Lovecraftowski nadzorca ładunku widzi się na wpół wessanym w "śluzowatą breję".
Szyper: "(...) nic nie widziałem, tylko błocko a błocko... Chwytałem oczyma rozległość mej biedy... Nie widziałem nigdzie śladu stopy ludzkiej, nigdzie tropu zwierzęcego, nigdzie zielonej murawy (...)".
Nadzorca ładunku wspomina o nieskończonej równinie przebrzydłego mułu. I o tym, że w całej przestrzeni, jaką mógł ogarnąć wzrokiem tudzież słuchem, rozciągał się wyłącznie czarny śluz.
Różnicę stanowi zapach. U Lovecrafta jego źródłem jest martwa fauna morska, zaściełająca wydźwigniętą z głębin równinę, u Ossolińskiego- to, czym bombardują szypra "czarnego ptastwa stada".
Aliści odór, zapewne, w obu przypadkach- piekielny>:-)
C. D. N. (?)
Z niecierpliwością czekam na następne wpisy.
OdpowiedzUsuńJeśli będę żyć i nic się nie stanie- może si, może no, jak mawia biedny pan Edgar. >;-]
Usuń