Ten wczorajszy pseudo-Saint Germain tak zadziałał mi na nerwy, że nie darowałbym sobie, gdybym nie wykoncypował poniższego mini- poradnika.
0. Przygotowanie.
Warto przeczytać w tym celu "Wahadło Foucaulta" Umberta Eco, ze szczególnym uwzględnieniem zastosowania komputera do kompilowania wyrywków z istniejących już dzieł o tematyce mętnej a ogólnikowej. Ja postanowiłem wypróbować tę metodę: przepisałem wszystkie motta do rozdziałów "Wahadła", podzieliłem je na frazy, a potem okazało się, że dobierając losowo po 3 z tych ostatnich uzyskuje się komunikaty o- pozornie- bardzo głębokim znaczeniu, mające smaczek przepowiedni. Parę takich książek też można przeczytać, najwyżej rozboli nas głowa. Do tego nie zaszkodzi jeszcze lektura kilku powieści Roberta Ludluma- w końcu planujemy narobić zamiąchu, a bohaterowie jego dzieł znakomicie to potrafili.
1. Autor.
Nie używamy własnych personaliów. Podpisujemy się nazwiskiem jakiegoś zmarłego już szarlatana, postaci rodem z fikcji literackiej albo wyssanym z palca pseudonimem. Jeśli brzmi zachodnioeuropejsko, musimy uważać na styl- nie powinien być zbyt kwiecisty, za to "zorientowany na fakty". Jeżeli wybierzemy dla siebie coś o orientalnym brzmieniu, możemy w treści dzieła puścić wodze własnemu niewątpliwemu talentowi do tworzenia poematów prozą.
2. Tytuł.
Powinien być wzniosły, a jednocześnie enigmatyczny. "Złota księga"? Pójdźmy tym tropem i jako pierwszy człon tytułu wpiszmy nazwę wyrobu z tego metalu, a jako drugi- wyraz wzięty losowo ze słownika, oznaczający np. jakiś stan umysłu bądź zjawisko... ale bez żadnej obsceniczności.
"Korona Czterech Wymiarów". Brzmi jako tako, a i stwarza możność dopisania dalszych trzech tomów o tytułach zawierających nazwy pozostałych insygniów władzy monarszej. Powiedzmy: "Berło Odmienności", "Jabłko Tabernakulum" i "Miecz Archaniołów". Proszę zauważyć: dokonałem losowego wyboru ze słownika angielsko- polskiego, a te tytuły już sygnalizują o odwołaniach do 3 wielkich religii świata tego.
3. Wstęp.
Należy zasugerować czytelnikowi, że mamy zamiar przekazać mu z dawien dawna skrywane tajemnice. Niech to nie będzie jednak nic WIELKIEGO. Najwyżej, powiedzmy, sposób na ujrzenie tego, co na co dzień niewidzialne połączony z gwarancją zyskania z dnia na dzień lokalnej sławy. Ale dajmy też znać, że prawda, którą mamy do wypowiedzenia, została wykradziona z rąk naprawdę potężnych strażników i że manipulowano nią- a także gatunkiem ludzkim- przez całe tysiąclecia.
Ważne jest, by od tej pory umiejętnie mieszać autentyczne fakty ze stworzoną przez nas fikcją.
4. Rys historyczny.
Może być dowolnie długi. Należałoby jednak zawrzeć go w liczbie od 1 do 10 rozdziałów, szczególnie, że praktycznie każda liczba od jedynki do dziesiątki może być uznana za mistyczną. Jeśli zasygnalizujemy czytelnikowi, że zrobiliśmy to specjalnie, można mu przy okazji sprzedać życiorys Pitagorasa, wkładając między autentyczne dokonania tego mędrca także nasze, wyssane z palca tezy.
Poza tym możemy pisać o Atlantydzie, starożytnym Egipcie, Indiach, Bizancjum i o państwie Olmeków. Kulturę San Agustin też dałoby się tam włożyć. Ze średniowieczem trzeba by już trochę ostrożniej, ale zawsze da się przypisać np. templariuszom parę osiągnięć, których tak naprawdę nie było. Nie żyją, więc nie mogą zaprzeczyć... A w późniejszych epokach jak najbardziej nietrudno o znalezienie nazwisk mistyków, którym także da się doprawić taką gębę, jaką nam się żywnie zechce. Nie zapominajmy o podawaniu przy tym przepisanych z Wikipedii życiorysów. Opowiedzianych w naszej książce naszymi własnymi słowami, z małym nalotem fabularyzacji. To przyda naszemu dziełu waloru edukacyjnego.
Można by także okrasić tekst strzelistymi apostrofami do Przedwiecznej Mądrości, filipikami skierowanymi w stronę powszechnie znanych instytucji, które mamy zamiar przedstawić jako "szwarccharaktery" i polemikami pod adresem znanych lub nieznanych osób, zanurzonych w temacie, jaki poruszamy. Nieznane- wymyślamy. Znane nazwiska powinny jednak należeć do znawców nieżyjących. Oszczędzi nam to późniejszych sprostowań i innych niemiłych zjawisk.
Co do języka- pamiętajmy, żeby często używać takich słów, jak "światło", "mantra", "wibracje", "czakramy" i "energie". Przymiotniki w rodzaju "eteralny" "apotropaiczny" i "eksplicytny" też są jak najbardziej na miejscu. Dodatek własnych nazw pseudonaukowych to jak sól w daniu głównym obiadu. Np. "kopulatria ekumeniczna". Ale tu oczywiście dużo zależy od inwencji piszącego.
5. Materiał dowodowy.
Lokalizujemy go w możliwie najmniej dostępnych miejscach na Ziemi. Atlantyda, dżungle Ameryki Południowej, wysoko położone doliny Himalajów albo kraje ogarnięte konfliktem zbrojnym. Gdyby bowiem ktoś tam jednak pojechał i zbadał sprawę, a potem zarzucałby nam podawanie nieprawdziwych danych, to można mu odpowiedzieć, że wszystko zagrabili ci wredni narkopartyzanci. Albo że to siły rządowe wysadziły w powietrze jaskinie ze śladami tego, o czym piszemy. W ostateczności zwalamy winę na Tajny Rząd Światowy. Z jego strony raczej (?) nie grożą nam żadne polemiki. A poza tym- brak dowodów to też dowód, nieprawdaż? >:-\
6. Finał książki.
Jeśli chcemy na tym zakończyć zabawę, możemy na przykład objawić, że jeżeli będziemy stale wibrować mantrę o treści "ABBAS SMORGAS PASTADEUSZ ZNANY WSZYSTKIM CH***J MATEUSZ", to możemy w krótkim czasie oczekiwać znaczącej poprawy zdrowia tudzież samopoczucia dzięki zawartej w powyższej mantrze mocy eteralno- kopulatrycznej, a jeśli popraktykujemy to przez parę miesięcy, a potem zaintonujemy ją głośno wewnątrz świątyni katolickiej w niedzielę, zyskamy (o ile wierni nas nie zlinczują) sławę na szczeblu społeczności lokalnej.
A co, może nie? >;-)
Jeśli jednak mamy zamiar kontynuować to dzieło, zasugerujmy czytelnikowi, że pełne wyjaśnienie i oświecenie uzyska po przeczytaniu kolejnych tomów naszego autorstwa. Ale UWAGA!!! Robimy to (tzn. finał) na 3 i 4, licząc od tyłu, stronie książki! Uchowaj, Władco Much, nie na 2 ostatnich! Zawsze bowiem może trafić się jakaś inteligentna szuja, która zajrzy najpierw na koniec. A wtedy cały efekt, jaki chcemy osiągnąć, trafia szlag.
Dwie ostatnie strony warto poświęcić na podziękowania pod adresem przedwiecznych potęg, twórców religii, którzy komunikowali się z nami duchowo podczas pisania, krewnych, znajomych et caetera.
7. Działania końcowe.
Znajdujemy jakieś ledwie zipiące, prywatne wydawnictwo, przekazujemy nasze dzieło, dopłacamy do nakładu i czekamy na efekt.
Ja bym wolał, żeby nie nastąpił...
>;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz