To było wczoraj. Niezbyt przytomny po niespecjalnie przespanej nocy i nieprzyjemnie gorącym dniu, wypełnionym głównie oczekiwaniem na coś, na co niespecjalnie warto było czekać... siadłem sobie przed ciekłokrystalicznym ekranikiem. Co na nim oglądałem- nieistotne, ale w pewnym momencie z jednej ze "stron internetowych" wyskoczyła na mnie ankieta. Dotycząca ponoć preferencji w wyborze muzyki, serwowanej przez rozgłośnie radiowe.
Ponieważ mam w zwyczaju mówić i pisać prawdę, pośród wyszczególnionych w ankiecie stacji zaznaczyłem jedyną, której jako-tako mogę słuchać bez objawów, niebezpiecznie przypominających zespół Tourette'a. (Chyba, że nadadzą jakowąś zdrowaśkę albo coś z twórczości polskiego ponoć artysty, którego szczerze nie znoszę, specjalizującego się m. in. w nieudolnych wersjach utworów też czasem ciężkostrawnego, nieżyjącego już Marka Grechuty. Wtedy w powietrze lecą potoki wulgaryzmów w języku pseudorosyjskim i radio ulega wyłączeniu.)
OK. Zaznaczyłem tę rozgłośnię, nadającą głównie bezproblemową muzykę "klasyczną" i filmową. Ankieta zaś zmusza mnie do wysłuchania 45 (czterdziestu pięciu!) próbek takich przyśpiewek, że gdyby T. Beksiński żył i je słyszał, to ani chybi dostałby ataku epileptycznej likantropii i pogryzłby membrany w głośnikach, ja zaś mogę określić owe twory pseudokultury jedynie słowami bohatera "Mechanicznej pomarańczy" w tłumaczeniu Stillera: "pop, szajs, syf, kicz!..." Po czym ankieta pyta się mnie czy którykolwiek z tych poronionych ustami podmuchów trawiennych słyszałem... a jakże ja miałbym to usłyszeć nadane ze stacji, mającej w nazwie słówko "classic"!?
Inteligentnie zrobione, nie ma co.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz