Takim mianem określał tłumacz, pisarz i żeglarz, kapitan Leonid Teliga, ból fizyczny. Podchwyciłem to. I, niestety, muszę wyznać, że na mój pokład też dostał się wczoraj niewidomy gość, przez co na przykład przymiotnik "niewidomy" chciał spłynąć mi spod paluchów w postaci "miewodnimy". Obrzydliwe. Niemniej jednak usiłuję się nie poddawać i nadal pracuję nad drugą wersją projektu pod roboczą nazwą "kolce".
Porażone mięśnie trzeba rozruszać. A machanie narzędziami znakomicie temu sprzyja, szczególnie, że powstaje przy tym coś, co można zobaczyć i ująć w palce.
Nie przemawia do mnie wysiłek, podejmowany dla samego wysiłku czyli, na przykład, "ćwiczenia gimnastyczne". Konkretne działanie powinno mieć konkretny cel, w przeciwnym wypadku uzyskujemy typowo polskie puszczanie całej pary w gwizdek: głośno to może i jest, ale pociąg nie rusza z miejsca ani o centymetr.
Wolę być nietypowym niż typowym Polakiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz