Wspominałem już, że dzięki swoim wyprawom myśliwskim nierzadko poznaję książki, po które w innym wypadku albo bym nie sięgnął, albo nie wiedziałbym o ich istnieniu. Akurat nazwisko Wilhelma Makepeace'a (Ireneusza?!) Thackeraya było mi znane- z pełnej wdzięku tudzież dydaktyzmu baśni pt. "Pierścień i róża". W latach 70-tych XX wieku, w serii pod nazwą "Szczęśliwa siódemka" KAW w tomiku pod tytułem "Siedmiu z poczuciem humoru" zamieściła opowiadanko W. M. T.: "Snoby i małżeństwo"- wyjątek z "Księgi snobów" tegoż autora. "Księgę..." przewertowałem w ubiegłą sobotę od deski do deski. Wydanie z 1950-go roku, z lekka się już rozsypujące, zamiast przedmowy- wyjątek ze "Snobizmu i postępu" Stefana Żeromskiego, na ostatniej stronie czerwona pieczęć: "Egzemplarz recenzyjny". Dziwny to był czas na wydanie książki autorstwa zacnego, brytyjskiego gentlemana, skoro przecież nie należał do "proletariatu", dziwne też, że tak reakcyjny pisarz za przedmówcę dostał jeszcze większego, bo znającego sowieciarzy niejako z autopsji, reakcjonistę.
A treść "Księgi snobów"? Ponadczasowa. Bardzo wiele głupoty, opisywanej przez Thackeraya w dość głębokim przecie XIX wieku, funkcjonuje do dzisiaj. A i zdziwiłem się niepomału, dowiadując się od niego, że już w carskiej Rosji skazani na katorżne roboty np. w kopalniach uralskich byli numerowani. Dotąd myślałem, że ich jedynie piętnowano. Wiek dwudziesty ze swoimi łagrami i kacetami, jak widać, nie stworzył niczego nowego, co najwyżej usprawnił dawne metody utylizacji mas ludowych i nieludowych.
Poniedziałek. Wędruję sobie przez jeden z miejskich placów i widzę, jak skręcającemu samochodowi odpada kołpak z piasty, tak zwana bodajże "felga". Samochód jedzie dalej, a ta metalowa tarcza radośnie wskakuje na chodnik i toczy się przed siebie z głośnym brzękiem, by zatrzymać się na trzonie ulicznej latarni.
Dziś. Siedzę i czekam spokojniutko na przystanku autobusowym. Raptem z gablotki na słupku- bach, wylatuje cały rozkład jazdy, obie płachty zafoliowanego kartonu lądują na chodniku.
Oba wypadki to kwestia zużytego zamocowania, oczywiście. Ale dlaczego za każdym razem byłem ich bezpośrednim obserwatorem?
Zaburzenie prawdopodobieństwa.
Najprawdopodobniej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz